Drzewko "szczęścia" z czasów Czarnobyla
Wiosną 1986 roku, kiedy miała miejsce
tragedia w Czarnobylu byłam w szóstej klasie podstawówki. Nasza klasa pojechała sadzić młode świerki w
leśnej szkółce. Takie były czasy - wiosną sadzenie lasu, jesienią - wykopki. Któregoś
dnia przywiozłam kilka cienkich świerków w małej reklamówce i zasadziłam pod
płotem w naszym ogrodzie. W miarę upływu lat zrobiłam miejsce tylko jednemu, który
odwdzięczył się całej rodzinie pięknym soczysto - zielonym kolorem i zbawczym cieniem.
Każdego roku przycinałam mu
gałązki, zyskując kilka ostrych zadrapań. Ta kosmetyka owocowała zdrową koroną a
przede wszystkim radosnymi dźwiękami ptasich rodzin, które chętnie zakładały w
niej gniazda. Zapach żywicy był bezcenny.
Nie wiem dlaczego przez te
wszystkie lata nazywałam świerk sosenką. Pod "sosenką" piło się niezliczone litry
kawy i herbatkę miętową prosto z grządki. Tu znikały z talerzy domowe wypieki i przepyszne peerelowskie desery ( kisiel z czarnej porzeczki, szyszki, andruty, blok z herbatnikami i migdałowe "kasztany"). To właśnie w jej cieniu przeczytałam najważniejsze książki w życiu i przeprowadziłam najistotniejsze rozmowy.
„Sosenka” rosła razem ze mną.
Dzisiaj to prawie dwunasto - metrowe drzewo a obwód pnia jest o 8 centymetrów większy od mojego wzrostu. Jej korzenie są
już niebezpieczne dla fundamentów domu i wkrótce zostanie pięknym biurkiem,
stołem lub fotelem. Tego jeszcze dzisiaj nie wiem.
Patrząc na to drzewo myślę jak wiele rzeczy powołujemy
do życia. Niektóre pieczołowicie pielęgnujemy, a niektóre „rosną” przy nas same. W tych
dziwnych czasach, mierząc do wycinki moje drzewko zrozumiałam kolejny raz jak ważna jest
wdzięczność. Za każdą nową w życiu gałązkę, za każdy nowy w naszym życiu słój,
za każdy ostry sęk, za pachnącą żywicą korę, za fotel, za krzesło, za stół.
Dziękuję dzisiaj za to co jest przy
mnie, za to na co mam wpływ i za to, na co wpływu mieć nie mogę. Za to, na co zapracowałam
i za to co dostałam z łaski. Również za to, że po latach przycinania moich gałęzi największy ogrodnik świata da mi miejsce w swoim ogrodzie.
"Ja jestem prawdziwą winoroślą, a mój
Ojciec jest winogrodnikiem. Każdą latorośl, która we mnie nie wydaje owocu,
odcina, a każdą, która wydaje owoc, oczyszcza, aby wydawała obfitszy owoc. Wy
już jesteście czyści z powodu słów, które do was mówiłem. Trwajcie we mnie, a
ja w was. Jak latorośl nie może wydawać owocu sama z siebie, jeśli nie będzie
trwała w winorośli, tak i wy, jeśli nie będziecie trwać we mnie. Ja jestem
winoroślą, a wy jesteście latoroślami. Kto trwa we mnie, a ja w nim, ten wydaje
obfity owoc, bo beze mnie nic nie możecie zrobić. Jeśli ktoś nie trwa we mnie,
zostanie wyrzucony precz jak latorośl i uschnie. Takie się zbiera i wrzuca do
ognia, i płoną. Jeśli będziecie trwać we mnie i moje słowa będą trwać w was,
proście, o cokolwiek chcecie, a spełni się wam. W tym będzie uwielbiony mój
Ojciec, że wydacie obfity owoc; i będziecie moimi uczniami. Jak mnie umiłował
Ojciec, tak i ja was umiłowałem. Trwajcie w mojej miłości".
Ewangelia Jana 15:1 - 9. UBG