Świadectwo uzdrowienia dziecka po oparzeniu twarzy kawą.
„I wzywaj mnie w dniu utrapienia;
wtedy cię wybawię, a ty mnie uwielbisz”. Psalm 50:14 UBG
Usłyszałam przeraźliwy krzyk
mojej ośmioletniej córeczki. Wszystko ze mną zawirowało. Kobieta niosąca na
talerzu świeżo zaparzone trzy kawy wylała je na twarz mojego dziecka. Fusy
wżarły się w oko. Policzek zrobił się bordowy.
Wybiegłam wraz z nią z dworcowej
kawiarni, by schłodzić twarz wodą. Ktoś wezwał pogotowie. Wtem moja córka
(siedząc na foteliku w korytarzu) zawołała: „Mamuś, będziesz się modlić"?
– Tak, odpowiedziałam, układając jednocześnie w myślach dalszy przebieg tego
strasznego wydarzenia. Jej prośba znów się powtórzyła a ja nadal aranżowałam w
wyobraźni jak by to miało wyglądać! Snułam, że zadzwonię do braci i sióstr ze zboru i będą się wszyscy
modlić, by nie pozostał ślad na jej pięknej twarzyczce i by oczko było zdrowe.
Jej zdeterminowana prośba dotarła do mnie poraz trzeci.
Wszystko działo się w ciągu kilku sekund. Wtedy nagle usłyszałam głos: „ kto zaprze się mnie przed ludźmi, tego ja zaprę się przed Ojcem”. Wzniosłam więc głośną modlitwę do Pana, by uzdrowił teraz moje dziecko, by nie cierpiało i nie było oszpecone.
Wokół stali mniej lub bardziej
przejęci gapie. Mnie to nie obchodziło, oto ja właśnie miałam rozmowę z Bogiem,
a mój krzyk dotarł do niego i po kilku chwilach córka zaczęła wielbić głośno
Pana, wołając Alleluja, Jezus mnie uzdrowił, Alleluja!
Chcę dodać, że lekarze badający
ja w karetce nie wiedzieli, co mają powiedzieć na jej odważną deklarację, że
Pan Jezus ją uzdrowił i nic już ją nie boli.
Po tygodniu od tego wydarzenia,
zostałam ochrzczona w Duchu Świętym, a po trzech tygodniach znikł ostatni ślad
na jej policzku. Ilekroć niektórzy próbowali mnie w tym czasie „pocieszać’, że
może zostać blizna – ja przekonana o cudownej, Bożej ingerencji nie dałam sobie
wyrwać tego, co Bóg włożył tego czerwcowego dnia, ponad 32 lata temu w moje
serce.
Hanna