Translate

Pragnęłam żyć dla rodziny. Wiedziałam, co znaczy być sierotą. Świadectwo uzdrowienia Eli z raka jajników.



Mam na imię Ela. Jestem mężatką i mam dwójkę dzieci ( 8 i 11 lat ). W styczniu będąc na wizycie u ginekologa dowiedziałam się, że mam na jajniku cystę wielkości ok 4 cm. Lekarz przepisał mi tabletki i kazał się zgłosić do kontroli za 2 tygodnie.


Po dwóch tygodniach będąc na kolejnej wizycie dowiedziałam się, że moja cysta zamiast się zmniejszyć, niestety powiększyła się do 7 cm. Lekarz próbował mnie pocieszać, ale powiedział też, że nie będzie mnie oszukiwać, cysty tych rozmiarów same nie znikają i on sugeruje operację wycięcia jajników a przy okazji macicy. Dodał też, że da mi skierowanie na markery nowotworowe w kierunku raka jajnika.

Zaraz następnego dnia postanowiłam zrobić te markery. Wyniki markerów mogłam odczytać online bardzo szybko – jeszcze  tego samego dnia. Okazało się, że norma jest przekroczona trzykrotnie. Wszystko wskazywało na raka.

Przestałam spać, przestałam jeść. Bałam się. Bałam się, nie odchodzenia, ale tego co będzie z moimi dziećmi. Jak mój mąż poradzi sobie ze wszystkim. Sama w wieku ośmiu a później dziewięciu lat straciłam najpierw mamę, a później ojca i wiedziałam dobrze co znaczy być sierotą. Modliłam się do Boga, że nie chcę tego dla moich dzieci, ale strach nie odchodził. To było nawet coś więcej niż strach, odczuwałam to fizycznie, tak jak gdyby coś przy mnie było. Wiedziałam kto to był. Zaczęłam mówić do niego, że ze mną nie pójdzie mu łatwo bo ja nie należę już do niego i w każdej chwili mój Niebiański Ojciec może się za mną wstawić.

Nawet nie potrafię opisać tego co przeżywałam, co się kłębiło w mojej głowie. Nie wiedziałam, czy wracać do tego samego lekarza, czy szukać jakiegoś nowego. Ktoś powiedział mi o pewnej lekarce, chrześcijance z innego miasta. Pojechałam do niej. Zobaczyła wyniki i zbadała mnie. Stwierdziła też, że moja cysta ma już ponad 8 cm. Zleciła dodatkowe markery nowotworowe i radziła jak najszybciej udać się do szpitala na operację.

Byłam coraz bardziej załamana. Dzieci w domu też wiedziały, że coś się dzieje. Zadzwoniliśmy do naszych przyjaciół. Chcieliśmy, żeby ktoś się z nami modlił. Nie umieliśmy sami sobie z tym poradzić.

Przyjechali do nas - Piotr i Magdalena. Po modlitwie czułam się o jakieś pół tony lżejsza, odszedł strach, a jego miejsce zajęło przekonanie, że Bóg nie chce dla mnie śmierci. Zaczęłam wyznawać, że nie umrę, ale będę żyć i będę sławić Pana (Psalm 118:17).

Po kilku dniach zrobiłam wszystkie możliwe markery w kierunku raka jajnika. Pierwsze wyniki były już tego samego dnia, ale nie miałam odwagi ich sama sprawdzić. Zrobił to mój mąż. Powiedział, że jestem zdrowa. Wyniki były w normie. Po tygodniu przyszły wyniki pozostałych markerów i test Roma- wszystko było w normie!

Wróciłam do swojego lekarza, a ten stwierdził, że cysta się zmniejsza sama, nie wiadomo dlaczego.

Ósmego marca, na dzień kobiet, podczas kolejnej wizyty usłyszałam, że moja cysta  nadal się zmniejsza, ma już ok 2 cm i oczywiście sprawa operacji jest nieaktualna.

Dzisiaj dziękuję Bogu, za to, że w Nim mamy wszystko. Modlę się, by to świadectwo podniosło, wzmocniło i natchnęło nadzieją każdego, kto będzie je czytał, a może sam zmaga się z chorobą.

On, który nawet własnego Syna nie oszczędził, ale go za nas wszystkich wydał, jakżeby nie miał z nim darować nam wszystkiego ?

Dziękuję też Bogu, za ludzi, którzy są, gdy ich potrzebujemy. Nie są zbyt zajęci własnymi sprawami, ale noszą nasze brzemiona. To Pan stawia takich ludzi na naszej drodze  - Piotrze i Magdaleno dziękuję Wam. Niech Ten, któremu służycie, obdarzy Was wszelkim dobrem i Swoim pokojem. 

Ela, grudzień 2019 r.

Popularne posty